„W progi Boże wejdź w godnym ubiorze”,
bo „odrobina dobrych manier (nawet w kościele) nie zaszkodzi”.
Jeden z księży profesorów podczas naszej kleryckiej dyskusji na temat stroju w kościele powiedział: „jak się górny dekolt nie schodzi z dolnym, to jest wszystko w porządku„. Śmialiśmy się z tego bardzo. Patrząc jednak na niektórych wiernych – odwiedzających w letnie miesiące kościoły – mam wrażenie, że żart ten, wzięli sobie głęboko do serca.
Co się z nami dzieje, że trzeba nam przypominać o sprawach, które jeszcze całkiem niedawno wydawały się oczywiste? Co się z nami dzieje, że kiedyś na słuszną uwagę okrywaliśmy się rumieńcem wstydu, a dziś wielce się obrażamy?
Oto przykłady z życia wzięte:
Znajomy ksiądz zwraca się do kobiety, która powyżej pasa ma tylko plażowy stanik (górna część stroju kąpielowego). Na uwagę o niestosowności jej stroju w świątyni Bożej słyszy odpowiedź: „Przez takich jak ksiądz, ludzie przestają chodzić do kościoła!”
Inny kolega ubrany w sutannę zwraca uwagę mężczyźnie z gumą w buzi, spodenkami do kolan, podkoszulkiem na ramiączkach i japonkami na nogach. Na zwróconą uwagę słyszy odpowiedź: „No przecież jest gorąco”.
Zawsze w takich sytuacjach mam ochotę zapytać, czy jeśli ja do ołtarza wszedłbym w krótkich spodenkach i koszulce na ramiączkach to wyjaśnienie, że „przecież jest gorąco” moim parafianom by wystarczyło, czy też pukaliby się w głowę.
Kochani! W kościele obowiązują ogólne zasady dobrego wychowania dlatego też ubiór powinien być czysty, schludny i nienaruszający podstawowych zasad skromności. Panów obowiązują długie spodnie – i to nie te od dresu – oraz koszule co najmniej z krótkim rękawem. Krótkie spodenki, szorty 3/4 czy też koszulki na ramiączkach są absolutnie niedopuszczalne. W przypadku kobiet – spódnice przynajmniej do kolan oraz zakryte ramiona i piersi. Głębokie dekolty i odkryte ramiona, podobnie jak wszelkiego rodzaju prześwitujące materiały – są naruszeniem dobrych obyczajów.
Słowa, którymi można by opisać „strój kościelny” to: prostota, skromność i elegancja.
Również do kancelarii parafialnej – która jest jakby nie było parafialnym urzędem – trzeba ubrać się stosownie. Chętnie przyjmę w niej murarza w ubraniu roboczym, który właśnie przejeżdżał obok kościoła i „wpadł” prosto z pracy po jakieś zaświadczenie. Ale już umówieni na rozmowę kanoniczną nupturienci, z których ona jest ubrana, a raczej rozebrana, a on wygląda jakby jeszcze dwie minuty temu opalał się nad Bałtykiem – nie przystoi!
Waldemar Cwynar